jak się po męsku rozchorować

Nie ma siły – raz na jakiś czas coś się przypałęta. Wirus, kontuzja, depresja zimowa – nie ważne. Ważne, że może to nadszarpnąć Twoją reputację wikinga. Jak to przetrwać nie tracąc w oczach społeczeństwa połowy penisa? Prawdziwy samiec nie widzi problemów - widzi możliwości.

Zacznijmy od tego, że nie po to robisz kilometry na rowerku treningowym, żeby chorować. Przewalasz tony stali na siłowni nie po to, żeby przegrać z czymś, czemu nie da się dać w mordę. Ba – wirusy są tak małe, że nawet nie wiadomo w którą stronę rzucić mięsem. walczymy! Ty to ROZCHODZISZ! 
Kolano Cię napierdala (ważne - kolano nie boli. Samców stawy napierdalają) tylko dlatego, że nie jest przyzwyczajone do nowej formuły treningu. Wniosek jest prosty - ma się przyzwyczaić. Podwajamy powtórzenia. 
Leci Ci z nosa? Nie, nie chodzi o przeziębienie, to by było za mało męskie. Natychmiast zmieniasz basen, bo woda miała być ozonowana, a ewidentnie chlorują. I to nie tak, że coś Ci przeszkadza albo szkodzi. Jak będzie trzeba, zrobisz 15km kraulem po bagnach biebrzańskich. Po prostu nie będziesz się jawnie dawał oszukiwać (dobrze widziana jest próba spalenia ośrodka sportu, który tej niegodziwości się dopuścił). 
Dostałeś niestrawności – natychmiast adoptujesz małe tajlandzkie dziecko, które od tej pory będzie przed Tobą próbowało wszystkich potraw na mieście. Ktoś czyha na Twoje życie, zamach jak nic. Małe dziecko je proporcjonalnie do rozmiarów, więc nie zrujnuje Twojej starannie dobranej diety. Mieści się też do torby treningowej, a więc jest to dość poręczne rozwiązanie. Przy okazji może trafić się jakaś nagroda Unicefu, czyli plus dwa centymetry penisa na facebooku, wiadomo.

Niestety przychodzi taki moment, że już nie da się stwarzać pozorów. Nie wiadomo czemu nigdy nie zdarza się to w czasie weekendu (wino, kobiety i śpiew), tylko od poniedziałku do czwartku. Oczywiście pod warunkiem, że akurat nie gra Twoja ulubiona drużyna piłkarska, czy tam “Małysz nie skacze”.
Oznaki takiej sytuacji według przykładów przytoczonych powyżej: Twój trener personalny musiał Cię odnieść na rękach do domu. 
Jedyny obiekt sportowy z odpowiednią wodą to faktycznie bagna biebrzańskie, ale gałęzie ściągają ci kąpielówki, co nie pozwala utrzymać tempa. 
Adoptowane dziecko umiera z głodu, bo od tygodnia siedzisz przykuty do kibla. 
No i tu jest nam potrzebna strategia PR. Wszystkie kobiety zarzucają swoim partnerom, że dramatyzują. No z całym szacunkiem, ale nie mamy wyjścia. To nie przeziębienie – to nowy, nie znany szczep wirusa grypy. Nie kolano boli, tylko mam “prawie” otwarte złamanie stawu. Nie mam rozwolnienia, tylko jedną “dwójką” przeczyściłem kanalizację miejską warszawy i miast satelitarnych. O pierdołach nie warto wspominać – jak już masz się przyznać do jakiejś słabości, to musi ona być proporcjonalna do wielkości Twojego ego. Tak – zacięcie się przy goleniu to otwarta rana w okolicach tętnicy szyjnej i koniec.

Ponieważ jesteś profesjonalistą, moment został dobrany tak, aby wszyscy zauważyli, że właśnie walczysz ze śmiercią. Nie było Cię na jakiejś z założenia nudnej, ale towarzysko ważnej imprezie. W pracy lecą terminy i ważny projekt zaraz pójdzie się... no nie wypali. To jest Twoje pięć minut! Kładziesz przy sobie słuchawkę i systematycznie opowiadasz jak bardzo umierasz. Twoje poczucie “jestem niezbędny” będzie wprost proporcjonalne do frekwencji na nudnej imprezie którą chciałeś przegapić lub wartości projektu, który bez Ciebie się sypie. Na imprezie było cienko? No wiadomo – Ciebie nie było, to jak miało być?! Wystarczy naprowadzić rozmówcę. Projektem zajmowałeś się Ty, więc nie specjalnie ktokolwiek wie, jak go teraz ugryźć? No chyba należy Ci się podwyżka. Bez Ciebie miasto stanęło i bezradnie drapie się w głowę – zarówno w czasie pracy jak i w czasie wolnym. A o ludzi niezbędnych trzeba dbać, mać!

Jeżeli strategia PR w połączeniu z telemarketingiem wypali, pojawią się osoby, które chcą się o Ciebie zatroszczyć. Napisałem osoby, ale czytamy kobiety. Jeżeli jakiś kolega zaproponuje Ci rosół natychmiast skasuj jego numer – albo nie zna podstawowych zasad chorowania, albo na Ciebie leci. Idioci i geje nie są Twoją grupą docelową, a harmonogram będzie napięty. 
Teraz należy przeprowadzić casting na opiekunkę. Liczba dni którymi jesteś w stanie obdzielić chętne nie jest z gumy, wszystkim dobrze nie zrobisz, więc trzeba selekcjonować. Opcje castingowe są dwie – jeżeli chcesz mieć posprzątane i nagotowane – nie zwracaj uwagi na względy estetyczne. Dziewczyny o mniejszym powodzeniu bardziej się starają pokazać, Jak Twój dom zyskuje podczas ich obecności. Hektolitry zupy czekają w kuchni, talerze nie są potrzebne, bo można jeść z podłogi, kwiaty przesadzone i podlane. Są miejsca w mieszkaniu, o których posprzątaniu nigdy nawet nie pomyślałeś. One je znajdą. Przyszło Ci do głowy, że książki mogą być poukładane według systemu bibliotecznego? Mogą! Koszuli nie prasujesz przed wyjściem przez miesiąc, bo wiszą w szafie poprasowane i ułożone według kolorów. Ważne, aby każda wykonana czynność została nagrodzona motywującym komentarzem “co ja bym bez Ciebie zrobił (tu atak kaszlu)”, “nigdy bym nie pomyślał, że to może tak lśnić (tu atak kaszlu)”, “odkrywasz przede mną nieznane zakątki kulinarnego świata (tu atak kaszlu)”. Nie zapominamy przed wizytą o wyłożeniu prania w widocznym miejscu i ukryciu nadwyżek żarcia z poprzedniej wizyty w zamrażarce. Inaczej nowe dania się nie pojawią, kolejne ciuchy same nie uprasują, a przyjęliśmy strategię długookresowych zysków. Aby wizyty przeciągnąć, co jakiś czas warto podjąć próbę wstania z łóżka, zakończoną teatralnym opadnięciem na pościel. Dramaturgię podkreślamy dłonią przyłożoną wierzchnią częścią do czoła. To nic, że boli cię brzuch – łapa do czoła. To międzynarodowy sygnał “oesssu umieram”. 
Jeżeli chcesz się rozerwać, między dyżury “wiję ci gniazdko” wplatasz wizyty nastawione na estetykę opieki. Piękne wolontariuszki uznają, że masz wyzdrowieć od ich widoku. Zaangażowanie w Twój powrót do zdrowia jest odwrotnie proporcjonalne do długości stroju. Pośmiejecie się, poflirtujecie, ale jak nieumiejętnie ułożysz harmonogram wizyt i nie daj boże wizyty estetyczne będą następować po sobie, Ty i małe tajlandzkie dziecko możecie umrzeć z głodu. Estetyczne nie gotują – one są zabierane do restauracji. Nie sprzątają – one wiedzą, że będą miały gosposię. 
Także robimy tabelkę w excelu i trzymamy się jej jak polski plażowicz parawanu.

Po jakimś czasie w zamrażarce kończy się miejsce, a przygotowane przed chorobą filmy zaczynasz oglądać od tyłu, bo znasz je już na pamięć. Ewidentnie czas na zmartwychpowstanie. Nie zapominajmy o pracy – skoro już Twój projekt się zrobił, no to chyba wypada, żebyś go podpisał i zebrał premię, tak?! Zakładasz wyprasowaną, pachnącą świeżością koszulę i dzwonisz do biura, że dziś będziesz. Tylko ktoś musi Ci pomóc nieść aktówkę, bo jeszcze troszkę jesteś osłabiony. Pomoc powinna być estetyczna, w końcu wizerunek ma się jeden. Drogę od recepcji do biurka odbywasz niesiony na rękach współpracowników skandujących Twoje imię. Po podpisaniu projektu pozostaje ignorować gościa, który odwalił całą robotę za Ciebie i zaprosić estetyczną pomoc od aktówki do domu na kolację. Masz gest, potrafisz się dzielić zasobami, a ukończony projekt należy uczcić. Niestety w domu - w końcu jesteś jeszcze osłabiony. 

Puszczasz nastrojową muzykę. Powinna jakoś zagłuszyć skrobanie małego tajlandzkiego dziecka w drzwi zamrażarki...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Blogger Gadgets